Wstajemy o 7.30, śniadanie z puszek i kiedy już jesteśmy gotowi do wyjazdu, pomiędzy drzewami pojawia się jeździec znikąd.
Dzień 12
15 sierpnia 2015 sobota
Temp. nocna 5 stopni
Nazywa się Aidiosz, pilnuje stada kóz i owiec i zarabia 70 tysięcy tenga.
Korzystając z okazji, dosiadam konika i robię sobie przejażdżkę po okolicznym stepie.
Na przedmieściach Armaty w sklepie motoryzacyjnym kupujemy Motul na dolewki ( 2l – 3 000 tenga ), a na bazarze flagi, płyty i bakalie.
Kręcimy się trochę w kółko, bo drogi są jednokierunkowe, ale chłopak w Lexusie wyprowadza nas z miasta na drogę do Biszkeku.
Temperatura 24 stopnie, mijamy małe pasmo górek i czujemy, że robi się coraz cieplej i temperatura sięga 32 stopni. W tych warunkach, kwas chlebowy z beczki jest rarytasem.
Chłopaki sprawdzają nasze położenie, a ja tymczasem fotografuję się z miejscowym bohaterem.
Dojeżdżamy do granicy z Kirgistanem, więc w Szu, ostatnim miasteczku przed granicą kupujemy paliwo a w kafe przy głównej ulicy jemy obiadek za 1000 tg. Przy kafe jest kantor, profilaktycznie kupujemy garść comów.
Przed barem przy motorach jak zwykle gromadka dzieciaków ciekawych świata. Wsiadają, przymierzają, a na pamiątkę dostają kilka drobiazgów.
Granica Kazachstan / Kirgistan, kolejka samochodów na pół kilometra, masa ludzi.
Zatrzymujemy się na końcu tej kolejki, ale nawet nie zdążyliśmy zsiąść z motorów, bo kolejkowicze każą nam jechać do przodu. Nikt nie protestuje. Ludzie zamykają otwarte drzwi samochodów, żeby nas przepuścić i dodatkowo pozdrawiają.
Podjeżdżamy pod zamkniętą bramę. Ściągamy z siebie co się da, bo jest cholernie gorąco i spokojnie czekamy.
Po jakimś czasie brama się otwiera i żołnierze wpuszczają grupę podróżnych na przejście. Przy okienku okazuje się, że mamy problem, bo na wjeżdzie do Kazachstanu celnik przybił pieczątkę, ale nie tam gdzie trzeba tzn. nie na wizie.
My mówimy, że to nie jest nasz problem, ale ich. Idą z naszymi paszportami do naczelnika, gdzieś dzwonią, w końcu po godzinie przynoszą paszporty i mówią, że załatwione i problemów nie będzie. Mamy nadzieję.
Kirgistan – jedno okienko i już prawie możemy jechać, ale celnik chce jeszcze sprawdzić bagaże i w kufrze banana wpada mu w ręce nóż, taki monterski (mieliśmy ich więcej, na prezenty ). Aj jaj jaj, co za afera ! Śmieszna sprawa, ale nie chcemy się spierać, szkoda czasu.
Dobra bierz. Nóż wędruje do szuflady i możemy jechać.
Za przejściem, podobnie jak po tamtej stronie, tłumy. Jadę ostrożnie omijając ludzi i zatrzymuję się w cieniu jakiegoś budynku, żeby założyć ochraniacze zdjęte na granicy.
Okazało się, że ten budynek to posterunek policji, a ja nie zatrzymałem się na stopie przed nim. Prawdę mówiąc, nawet go nie zauważyłem. Aj aj jaj, żle będzie. Policjant mówi o jakichś tysiącach comów. 10 $ ląduje w szufladzie i lecimy dalej w kierunku Bałykczy.
Krajobraz odmienny niż w Kazachstanie. Po prawej pasmo wysokich gór, przy drodze dużo straganów. Powoli robi się ciemno, więc gdzieś za Kenin wjeżdżamy w jakieś pola i rozbijamy namioty.