Dzień 17. 20 sierpnia 2015 czwartek. Rano objuczamy nasze osiołki i idziemy na pobliski bazar na śniadanie.
Przy okazji dokupuje trochę somów w kantorze, których na bazarze nie brakuje. 20 $ = 1200 somów. Praktycznie, tylko w Rosji mieliśmy problemy z wymianą, ponieważ można to zrobić tylko w banku, a nie każdy bank prowadzi wymianę. Przy starcie Sylwek ma problem z rozruchem (słaby akumulator) ale odpalamy z popychu.
Na wylocie z Osz szukamy stacji, na której można by zatankować na kartę (mało jest takich stacji, dlatego lepiej od razu wymienić kasę na paliwo) i na jednej z nich spotykamy parę z ekipy Kowala, zdaje się, że byli to Czesi. Potwierdzają, że na M41 są problemy z paliwem, a dodatkowo, że dolny odcinek jest zamknięty.
Kilka kilometrów za Osz, czuję, że coś z tyłu jest nie tak. Po dodaniu gazu, tył dziwnie ściąga na lewo. Zatrzymuję się i … kapeć, pierwszy kapeć na wyprawie.
Jechałem ostatni, Sylwek szybko zauważył brak trzeciego w lusterku, ale na Banana czekaliśmy dosyć długo.
Zdejmuję koło i co się okazało ? Dętka Danlopa rozeszła się na szwie. Czemu ?
Zakładam nową dętkę od Banana, a moją spróbujemy naprawić gdzieś po drodze.
Przy okazji robimy naradę i decydujemy, że nie jedziemy na M41.
Czas mamy wprawdzie niezły, ale w przypadku jakichkolwiek problemów, mielibyśmy niezłą presję, ze względu na ruska wizę.
Decydujemy się, jechać do Sary Tash i stamtąd na zachód do Karamyk i tam wjechać do Tadżykistanu.. Nawet przez myśl nam nie przeszło, że może być inaczej.
Chciałem kupić od nich flagę, ale nie chcieli sprzedać, pozostała mi mała z bazaru.
Czy tu urodził się towarzysz Gagarin ?
Pięknie jest
W Sary Tash na stacji, na której nie ma obsługi, spotykamy dwóch Polaków na rowerach (chyba z Płocka). Jeden z nich ma problemy zdrowotne i pojechał szukać apteki. Zostawiamy im trochę leków z naszych apteczek i lecimy dalej.
Tankujemy pod czujnym okiem szefowej stacji
Niedaleko za Sary Tash, spotykamy patrol pograniczników, nic nie wspomnieli o granicy.
Cały czas, jesteśmy na wysokości ponad 3000 mnpm.
Dopiero w Karamyk, okazało się, że jechaliśmy tu na darmo i jesteśmy w czarnej dupie.
Przejście jest, ale tylko dla tubylców i nie ma szans żebyśmy przejechali.
520 km i dwa dni w plecy. Pozostaje nam odwrót do Osz, skąd możemy wjechać do Uzbekistanu. Przy granicy jest stacja, więc tankujemy wszystko do pełna. Karta nie rabotajet, ale można płacić somy, Somonin, dolary, euro.
Wracamy do Sary Tash i meldujemy się w hotelu „Akun’’ tuż przy drodze do Karamyk.
Trochę luksusu nam się przyda. Nocleg z kolacją i śniadaniem 100 somoni (Tadżyckie).
A oto nasz hotel
i toaleta
Nasi gospodarze, oprócz hoteliku, prowadza również sklep, w którym jemy posiłki.
Na kolację dostajemy chleb, masło, dżem, herbatę i zupę z mięsem z tak lubianego przez nas … toposa.
Trochę zmęczeni i zawiedzeni tym nieprzewidzianym zwrotem akcji, ale w sumie w dobrych nastrojach, idziemy spać.
Dystans 460 km
Temp. 33 stopnie