Jak to jeden taki powiedział ” Nie ważne jak facet zaczyna, ważne jak kończy” czy coś takiego.

Dzień 23
26 sierpnia 2015
Wstajemy wyspani i wypoczęci, no nie wiem jak tam Sylwek, bo na tym balkonie warunki miał trochę gorsze. Nie spiesząc się zbytnio, w zacienionym kąciku spożywamy firmowe śniadanko a potem, uzbrojeni w aparaty i kamery udajemy się na podbój Chiwy.

Khiva – jedyne w swoim rodzaju, niepowtarzalne miasto na uzbeckim odcinku Jedwabnego Szlaku. Według legendy, przed 25 wiekami, przy źródle Chiwak (od którego wywodzi się nazwa) założył je Sem, syn biblijnego proroka Noego.
Chiwa, w obrębie starych murów obronnych, niewiele zmieniła się od kilkuset lat. Jedynym symbolem nowoczesności są nieliczne anteny satelitarne, oraz rury z gazem oplatające miasto. Stara Chiwa to wielki skansen z dużą ilością meczetów, medres, cmentarzy, muzeów, mauzoleów, hoteli i jednocześnie, domów mieszkalnych zwykłych ludzi. To jeden wielki zabytek.














Niektórzy z Was pytali, czemu jedziemy tak daleko na wschód i robimy trasę ze wschodu na zachód.
Właśnie dlatego, dla tych trzech miast: Samarkandy, Buchary i Chiwy.
To Banan zasugerował taki właśnie kierunek zwiedzania i muszę przyznać, że miał rację.
Chiwa, to perełka, to wisienka na torcie, gdybyśmy ją „zjedli” w pierwszej kolejności, reszta była by po prostu, delikatnie mówiąc, mało ciekawa.
Wracamy do naszego hotelu, a tam, niespodzianka. Przed hotelem stoi Afryka na polskich numerach ze znakiem drogowym przypiętym do kufra centralnego. To Maurosso z Rzeszowa. My już wracamy, a on właśnie jest w drodze do Tadżykistanu. Opowiadamy sobie, co ciekawego spotkało nas po drodze, co warto zobaczyć, a czego unikać, gdzie dobrze zjeść, spać i kupić paliwo.

Żegnamy Chiwę w której zostawiamy Maurosso i lecimy w kierunku kazachskiej granicy.

W samej Chiwie nie znaleźliśmy stacji z paliwem, ale kilkanaście kilometrów dalej w kierunku Nukus, mamy szczęście. Duża stacja z paliwem, sklep, obok restauracja w której jemy obiadek, a kiedy pytamy o toaletę , to słyszymy tradycyjnie … na ulice.
Lecimy.



W płaskim stepie szeroki, widzimy na horyzoncie dziwną, samotną górę, więc jedziemy zobaczyć co zacz. Jest to dziwna górka w kształcie stojącego walca zbudowana z gliny kamiennym rdzeniem w środku. Do wnętrza prowadzi wąska szczelina, przez którą może przecisnąć się jeden człowiek, dlatego w przeszłości wykorzystywana była przez okoliczne ludy, jako kryjówka i miejsce doskonałe do obrony przed napastnikami.





Wjeżdżamy do Nukus w poszukiwaniu paliwa, ale stacje puste. Zatrzymujemy chłopaka w samochodzie, pytając gdzie można zatankować, a ten każe jechać za sobą. Prowadzi nas przez całe miasto do kolegi, który prowadzi butelkową stację benzynową. Uzupełniamy zapasy po 3500 somów



Dzień powoli się kończy, więc zaczynamy rozglądać się z miejscem pod namioty, co w tym rejonie nie jest łatwe. Wszędzie jakieś pola, uprawy, kanały nawadniające, wielkiego wyboru nie mamy.
Zjeżdżamy w dróżkę obok kanału, od drogi oddziela nas tylko pas krzaków i sitowia, a obok pasie się osiołek przywiązany linką do palika. W pewnym momencie słyszymy a potem widzimy cztery motory jadące powoli w kierunku Nukus. Noc będzie raczej ciężka, bo wkurwiony osiołek ryczy nam całą noc, nie pozwalając się wyspać.

Dystans 240 km.
Temp. 26 stopni